Witam!
Problem zapoczątkuję krótką historią:
20 Listopada miałem stać się szczęśliwym nabywcą AR 147 JTD 1,9 8V 115KM rok 2002.
Ucieszony nabytkiem chciałem pojeździć jednak dopóki się nie nagrzała, nie chciałem jej gnieść. Temperatura podniosła się na kreskę pod 90 'C więc chciałem jakiemuś cieniasowi z audi pokazać jak jeździ prawdziwe auto....
.. przy ok 3200 obrotów silnik dostał samozapłonu i wzniósł się do 6000 obrotow i zobaczyłem biały dym za sobą... przekręcając kluczyk autko nie zgasło, więc po kilku sekundach (w przerażeniu) wrzuciłem na 1 i zdusiłem moją biedną AR...
... jak się okazało padła turbinka, po czym puściła olej do silnika i silnik dostał samozapłonu, auto było kupione w komisie i gość okazał się bardzo w porządku i bez pytania postanowił naprawić całe auto na własny koszt. Po ok miesiąca dostałem auto z zregenerowaną turbiną (nowe części), wymienionymi tłokami na nowe, zregenerowanymi pompowtryskami, wymienionymi pierścieniami... mechanik i sam komisiarz gwarantowali, że teraz wszystko będzie "cacy" poprosiłem ich także o wymianę termostatu.
Zdeklarowali się, że to zrobili (jednak aby auto osiągnęło 90'C trzeba się najeździć dość sporo a w trasie jest to wręcz niemożliwe) nie w tym wręcz sens całej tej opowieści..
.. dostałem zalecenie aby pierwsze 1000km przejechać do 3000 obrotow i tak zrobiłem, wczoraj postanowiłem przekroczyć tą barierę i autko nagle "zmuliło" i pojawił się napis "Motor system control failure" z piękną czerwoną kontrolką, jednak gdy AR zeszła z obrotów kontrolka gasła wraz z napisem. Wyczytałem już że trzeba od razu wpiąć się pod komputer.
Moje pytanie jednak brzmi, czy jest sens trzymać moją ukochaną włoszkę czy to już nie ma sensu... ?? 8(((